Pastę można próbować gotować samemu, w sieci krąży kilka przepisów, jednak osobiście nie znam nikogo, komu się to udało :D.
Obietnice producenta:
-nie przykleja się do skóry
-depilacja pastą jest mniej bolesna niż depilacja woskiem (chociaż również nie jest to zabieg zupełnie bezbolesny)
-podrażnienie skóry po zabiegu jest mniejsze niż w przypadku zastosowania wosku
-pasta może być nakładana na tę samą partię skóry kilkakrotnie
-włoski są usuwane dokładnie, całkowicie ,nie są urywane
-pastę można zmyć ze skóry wodą
-pasta w czasie depilacji ma temperaturę ciała, nie można nią poparzyć skóry
-można stosować pastę w przypadku rozszerzonych naczynek
-pasta usuwa włoski bardzo krótkie –już o długości 1-2 mm
Pasta to lepiszcze- tylko czeka żeby przykleić się do
pralki, czy wanny i nie chcieć się odkleić. Używanie jej, szczególnie na początku jest kłopotliwe.
Nie jest też aż taka delikatna, jeśli nie naciągniemy
dobrze skóry, mogą pojawić się siniaki. Ryzyko to można zminimalizować
posypując przed zabiegiem talkiem. Pasta
wtedy będzie w mniejszym stopniu przyczepiać się do skóry (chociaż i tak ten
efekt jest mniejszy niż przy użyciu plastrów z woskiem ).Zmniejszy to też
odczucie bólu.
Podrażnienie skóry jest obecne, na nogach i przedramionach utrzymywało sie u mnie kilkanaście minut. Gorzej tę metodę depilacji znosi delikatniejsza skóra w okolicach bikini- skóra 2-3 dni po zabiegu zaczyna się łuszczyć.
Jest bardzo wydajna, mała ilość wystarczy na wydepilowanie dużej powierzchni.
Włoski czasami są urywane, tyczy się to szczególnie cienkich. Z grubszymi radzi sobie bez problemu- wyrywa tak skutecznie,że aż miło popatrzeć :).
Pastę bez problemu zmyjemy ciepłą wodą.
Aby przeprowadzić depilację musimy się trochę zapuścić, optymalna jest długość 2-3 mm, z takimi już powinna sobie dać radę.
Jak używać pasty?
Zalecenia producenta:
podgrzewamy w gorącej wodzie naczynko z pasta tak aby nabrała półpłynną konsystencje. Odczekujemy chwile aby pasta lekko stwardniała. Niewielką ilość pasty nakładamy w kierunku przeciwnym do kierunku wzrostu włosa. Usuwanie włosów odbywa się w kierunku zgodnym z kierunkiem wzrostu włosa.
![]() |
Pasta chwilkę po wyjęciu z opakowania |
Dla mnie to lepsza metoda depilacji niż wosk, maszynka czy depilator. Nie jest idealna, ale pozwala długo cieszyć się gładką skórą (okolice bikini u mnie nawet 3(!) TYGODNIE), mniej podrażnia niż wosk, a większość włosków zostaje wyrwana przy pierwszym pociągnięciu.
Próbowałyście? :) A może podjęłyście się próby ugotowania jej, paląc przy tym garnki (jak ja :D)?
Ogłoszenie parafialne:
w najbliższym czasie nie będę miała dostępu do internetu, będę pilnie uczyć się do egzaminów, dlatego częstotliwość pisania notek zmniejszy się jeszcze bardziej, za co już z góry przepraszam. Ale mus to mus, trzymajcie mooocno kciuki, za powodzenie akcji :)
Pozdrawiam!
Ja się panicznie boję wszelkich takich metod depilacji, a by sie przydało zapewne. Zostaje przy starych, nie tak dobrych maszynkach, gdyż kompletnie nie umiem poradzić sobie z woskiem, co dopiero z takich cudaczkiem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Ja lubiłabym maszynki, gdyby włoski odrastały wolniej. A tu właściwie dzień w dzień zabawa na nowo, skóra podrażniona...
Usuńrobiłam kiedys tą "cudowna paste";p poparzyłam nogi, nie chciała sie odrywac nawet jak grubą warstwą smarowałam, a jak próbowałam z paskami materiału to juz wogóle katastrofa ;p mam uraz teraz i długo bym sie zastanawiała zanim bym wypróbowała tą z allegro ;p
OdpowiedzUsuńMoje próby gotowania jej też skońćzyły się fiaskiem. Ta jest caaałkiem inna. :)
UsuńA mi się udało :D Za pierwszym razem - totalna porażka, za drugim - już lepiej, była trochę zbyt lejąca, używałam z paskami materiału, efekt świetny. Trzecie podejście było bez przekonania - chciałam znowu zrobić taką do pasków. A tu psikus ;p wyszła jaka miała wyjść. Nie ma się co oszukiwać - boli (mniej niż wosk), brudzi absolutnie wszystko, ale łatwo ją zmyć ciepłą wodą, podrażnienia znikają tego samego dnia (u mnie depilator/wosk zostawaiał bolesny obraz nędzy i rozpaczy...). Z proporcji: 2 szkl cukru + 1/4 szkl soku z cytryny (dwie małe cytryny) + 1/4 szkl wody, wyszło mi jakieś 300 ml pasty (cytrynowego karmelku?). Na łydki i przedramiona zużyłam około 50 ml. Chciałabym napisać jak zrobić, żeby na 100% wyszła, ale... nie da się. Na oko, na wyczucie - jak zwał, tak zwał. Jedna moja rada - im mniej się przejmujemy, tym lepiej wychodzi. Postawić na ogień, zagotować, czasem przemieszać. Jak na blacie/talerzyku zastyga do nieklejącej się bursztynowej kropy, jest dobrze. Jej niewątpliwym plusem jest cena :) Jakieś 3 zł za 6 serii? Pff :D
OdpowiedzUsuńo, zachęciłaś mnie, może jeszcze kiedyś spróbuję. O ile mama nie wybije mi tego wcześniej z głowy mając przed oczami wizję przyaplonego garnka. :D Bardzo ekonomicznie wychodzi :). Ja wszystko gotuję na oko, najczęściej wychodzi to moze i pasta kiedyś mi wyjdzie?
Usuńciekawe, słyszałam o tym ale nigdy nie próbowałam ;) woskiem raz wydepilowałam sobie pół łydki :D taka słaba jestem, nie daję rady. To samo z depilatorem.
OdpowiedzUsuńmój blog też cierpi przez sesję i zaliczenia przedsesyjne... ale już za miesiąc wolne! <3 byle zaliczyć ;d
Tak Cię boli? Ja mam depilator, ale po pierwsze jest głośny, a po drugie strasznie czasochłonny! Jak ktoś ma do depilacji całe łydki i uda to nie polecam.
UsuńTrzymam kciuki, a moje kciuki są znane ze skuteczności :D
próbowałam kieeedyś dawno, dawno, dobrze, że mi o niej przypomniałaś, bo sprawowała się całkiem dobrze ;)
OdpowiedzUsuńNie wolisz robić sama pasty cukrowej? Wychodzi taniej :)
OdpowiedzUsuńGdybym to ja umiała... Tylko garnki psuję.
Usuń