Truskawkowy twór to mój pierwszy krem stworzony z pomocą Biobazy z mazideł, zamiast tradycyjnych emulgatorów i alkoholu cetylowego.
Biobaza to anionowy samoemulgujący emulgator służący do tworzenia metodą klasyczną, czyli na gorąco oraz bez konieczności obliczania wartości HLB, emulsji typu O/W o konsystencji zarówno mleczka jak i gęstych kremów.Ta, powstała w wyniku reakcji między kwasami tłuszczowymi a kwasem mlekowym, gotowa baza emulgująca nie wymaga stosowania koemulgatora, jest bardzo łagodna dla skóry i tworzy emulsje pozostawiające na skórze lekki, matowy i nie klejący film.
Kremy z biobazą opierają się najczęściej na trzech fazach: wodnej, olejowej i fazie dodatków. Ja swój pierwszy krem robiłam według instrukcji na stronie producenta, ale wersję dla mamy robiłam już tradycyjnie- dzieląc składniki na fazę olejową i wodną.
Skład kremu:
Faza wodna:
Hydrolat z kwiatów kocanki- 54%
Kwas hialuronowy- 10%
Faza olejowa:
Olej z kiełków pszenicy- 5%
Biobaza 6%
Faza dodatków:
Niacynamid- 3%
NMF- 4%
All in one- 1%
Ekstrakt z soku truskawki- 5%
Olej z czarnuszki siewnej (nieodporny na podgrzewanie)- 5%
Liposomy na pękające naczynka z ZSK.
+konserwant i substancje regulujące pH.
NMF testowałam już w prostym serum, jestem oczarowana jego skutecznością, dlatego poświecę mu nieco więcej miejsca w notce. NMF jest to naturalny czynnik nawilżający, mieszanina aminokwasów, mocznika, PCA (silnie higroskopijna- "chłonie" wodę z powietrza), kwasu mlekowego i sacharydów.
NMF stanowi 30% warstwy rogowej skóry i składa się z hydrofilowych lub higroskopijnych cząsteczek, mających swoje pochodzenie w rozpadzie keratyny i filigraniny. Elastyczność warstwy rogowej, mająca duży wpływ na wygląd i elastyczność skóry, jest związana nie tyle z ilością wody w warstwie rogowej, ile ze stężeniem NMF w wodzie zawartej w warstwie rogowej.Liczne badania wykazały, że szorstkość skóry, jak również procesy "więdnięcia" skóry i powstawania zmarszczek mają ścisły związek z zawartością wody w warstwie rogowej, a dokładnie ze stężeniem NMF w wodzie.Jeśli ktoś ma problemy z suchą, odwodnią skórą, myślę, że warto przyjrzeć się bliżej tej mieszance. Nie zapycha, a bardzo mocno nawilża, nawet gdy jest jedynym nawilżaczem, np jako tonik, serum. Nie mogło go zabraknąć w tym kremie.
Olej z pszenicy nadaje skórze silikonowy poślizg, skóra jest gładka i bardziej elastyczna. Olej z czarnuszki siewnej polecany jest osobom z cerą trądzikową (polecam również przy katarze- testowałam, pomaga).
Ekstrakt z soku truskawki działa ściągająco, oczyszczająco, odżywia, pomaga w walce z rozszerzonymi porami, wypryskami, wzmacnia ściany naczyń krwionośnych, ujędrnia skórę.
Pozostałe składniki na pewno już doskonale znacie, opisywałam je już kilka razy w poprzednich "produkcjach".
Wykonanie:
Odważamy składniki do zlewek, (hydrolat z fazy wodnej podzieliłam na dwie części- w celu rozpuszczenia składników z fazy dodatków) i podgrzewamy w kąpieli wodnej, aż do rozpuszczenia biobazy. Fazę wodną wlewamy do olejowej i miksujemy. Na koniec dodajemy fazę dodatków i znów miksujemy. Mój krem zgęstniał bardzo szybko, zajęło mi to mniej czasu niż przy tradycyjnych emulgatorach. Na koniec konserwant i gotowe. Jak już pisałam wcześniej, kolejny krem z biobazą robiłam tradycyjnie, też wszystko połączyło się bezproblemowo.
Działanie:
Krem testowałam najpierw solo, a później na zmianę z kremem z kwasem LHA.. Stosuję go na noc.
Dzięki ekstraktowi z soku truskawki krem przepięknie, słodko pachnie. Może to małoistotne, ale przypomina mi sezon truskawkowy i cieplejszą pogodę, za którą bardzo tęsknię, oj tęsknię.. Krem faktycznie jest bardzo lekki, nie pozostawia na skórze tłustego filmu, błyskawicznie się wchłania. Mogłabym nawet powiedzieć, że ściąga skórę, ale w jakiś magiczny sposób jednocześnie bardzo ją nawilża, a uczucie ściągnięcia mija po kilku minutach. Łagodzi podrażnienia i zaczerwienienia. Rano budzę się ze zmatowioną rozjaśnioną skórą, miękką w dotyku. Nie zauważyłam zapychania porów.
![]() |
Kolor może nie zachęca do użytkowania, ale zapach zdecydowanie wynagradza tę wadę. |
Nie lubię takiej jesieni. To czas przeziębień, trzeba wyjmować szaliki i czapki, pada deszcz, wieje wiatr...Brr, wypijam hektolitry herbaty z miodem i najchętniej nie wynurzałabym nosa z ciepłego łóżka. A jak Wy radzicie sobie z coraz chłodniejszym powietrzem?:)
Jeju, takie działanie to normalnie cud nie krem ;) Też nie przepadam za deszczową i szarą jesienią, wolę gdy jest zimno, ale chociaż słońce świeci...
OdpowiedzUsuńZapach musi być genialny!
OdpowiedzUsuńOd dłuższego czasu planuję zakup półproduktów i skręcenie własnego kremu, w sklepach nie mogę znaleźć takiego co by spełniał wszystkie moje wymagania ;)
OdpowiedzUsuńAnomalia
Dzięki Tobie zamówiłam sobie niacynamid i bardzo Ci dziękuję - sprawdza się zarówno przy dbaniu o skórę głowy jak i przy toniku z kwasami na trądzik. Zakochałam się w tym białym proszku :)
OdpowiedzUsuńbardzo się cieszę :)
UsuńMnie chłodniejsze powietrze dobiło i od wtorku choruję.
OdpowiedzUsuńCiekawie wygląda ten krem. Mnie wszystkie kremy zapychają więc przestałam już jakiś czas temu kupować i testować. Ratuje się maseczkami z gluta lnianego, ale do codziennego użytku za dużo zachodu... Może kiedyś sama spróbuję zrobić sobie krem :)
oj, to faktycznie sporo zabawy z tym :(
UsuńAle dużo ekstraktu :D Ja daję max. 2%. Ostatnio właśnie zrobiłam też 2 kremy na biobazie. Biobaza jest cacy, nie? :) Uwielbiam ten składnik.
OdpowiedzUsuńCacy, cacy :D
Usuńa tak się sypnęło, :D
wow, super krem :)
OdpowiedzUsuńŚwietny kremik :) Właśnie szukałam informacji, czy kremy z ekstraktami pachną tak, jak ekstrakty i udało się. W dodatku znalazłam Twój blog, na który z chęcią będę zaglądać, bo również robię kosmetyki :)
OdpowiedzUsuń