Dziś chciałabym się z Wami podzielić wiedzą, zdobyta na zajęciach mikrobiologii. Jeśli jesteście ciekawe, jakie wymagania musi spełniać kosmetyk pod względem czystości mikrobiologicznej, to zapraszam do przeczytania. :)
Nie będzie niczym nowym stwierdzenie, że od mikroorganizmów nie da się uciec. Wszędzie otaczają nas bakterie, grzyby i inne stworzenia niewidoczne dla nas gołym okiem. Nasz organizm jednak do większości z nich jest przystosowany, przecież wewnątrz ciała człowieka również żyją bakterie, które niekoniecznie mają na nas negatywny wpływ. Czy należy bać się więc zakażeń kosmetyków?
Kosmetyki muszą być wykonywane w sterylnych warunkach. Sterylność ta dotyczy zarówno pomieszczeń, maszyn, powietrza jak i pracowników, opakowań i surowców użytych do produkcji. Ciężko więc o nadkażenie kosmetyku bakteriami chorobotwórczymi w czasie produkcji, choć wiadomo, że są pewne sytuacje, gdy jednak takie wypadki się zdarzają. Jeśli tak się stanie, producent po zauważeniu swego błędu powinien wycofać daną partię.
Głównym problemem stają się więc zakażenia wtórne, czyli takie, które zdarzają się już po zakończeniu etapu produkcji, wynikające z użytkowania kosmetyku. Nie da się ukryć, że nasze ręce nie są sterylnie czyste. Przeprowadzaliśmy na ćwiczeniach próbę czystości mikrobiologicznej rąk i okazało się, że nawet płyn do dezynfekcji niekoniecznie powoduje, że na dłoniach nie znajdziemy żadnej bakterii. Dopiero długie i dokładne mycie plus dokładne wtarcie środka dezynfekcyjnego przyniosło oczekiwane efekty. Faktem staje się więc, że za każdym razem, gdy wkładamy palec aby nabrać krem jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że zostawimy tam jakąś część mikroorganizmów. Nie da się również stworzyć warunków bez powietrza i za każdym razem w słoiczku zostaje powietrze, które również jest zanieczyszczone. Ryzyko to zmniejsza się, gdy kosmetyk zapakowany jest w buteleczkę z pompką. Póki co nie brzmi to zbyt przyjemnie, prawda? W końcu kremy czyli emulsje woda w oleju lub olej w wodzie to idealne środowisko dla rozwoju bakterii, które uwielbiają bytowanie na granicy faz.
Tu do akcji wkraczają konserwanty. Przed wypuszczeniem kosmetyku na rynek, musi on przejść test konserwacji. Do próbki kosmetyku wprowadza się tak zwane inoculum. Jest to nic innego jak szczep mikroorganizmów. Kosmetyk przechodzi trzy takie próby: dla bakterii, dla grzybów, dla pleśni. Wprowadza się takie bakterie jak: pałeczka ropy błękitnej, czy pałeczka okrężnicy. Następnie inkubuje się próbki w warunkach idealnych do wzrostu, a potem wykonuje wysiew po 7,14 i 28 dniach. Oznaczona ilość bakterii oczywiście nie może zwiększyć się w tym czasie, mało tego- ilość bakterii musi być mniejsza niż ta wszczepiona. Zasada ta dotyczy nie tylko posiewu po 7 dniach, ale wszystkich. Kryteria są dość ostre, a ilość bakterii jest bardzo duża. Raczej ciężko jest o takie nadkażenia podczas normalnego użytkowania kosmetyku. Jeśli kosmetyk przeszedł ten test, pewnym jest, że jest on zdolny do użycia w czasie określonym przez producenta. Czy ma więc sens odkażanie kosmetyków, skoro mamy w nich już konserwanty, które chronią przed nadkażeniami? Moim zdaniem, dodatkowe stosowanie środków dezynfekujących w domowych warunkach jest zbędne. Co gorsza, widziałam, że niektóre z nich zawierają substancje, które mogą przyśpieszyć utlenianie kosmetyków, a co za tym idzie ZMNIEJSZYĆ ich trwałość! Inną sprawą jest dla mnie dezynfekcja pędzli, szczególnie jeśli chodzi o wizażystów. Jednak odkażanie cieni do powiek, czy pudrów jest dla mnie zdecydowanie niepotrzebne.
Aby kosmetyk był zdolny do użytku musi być w nim mniej niż 100 jednostek tworzących kolonie (jtk) w ml/gramie (kosmetyki stosowane w okolice oczu i kosmetyki dla dzieci) oraz mniej niż 1000 jtk w przypadku innych kosmetyków. Oczywiście, nie mogą one zawierać żadnych mikroorganizmów chorobotwórczych.
Szczerze mówiąc, biorąc pod uwagę fakty przedstawione powyżej nie potrafię jeszcze ustosunkować się w takim wypadku do kosmetyków "bez konserwantów". W żadnym razie nie twierdzę, że są one niebezpieczne, czy niezdolne do użytku. Może kosmetyki takie nie zawierają substancji których głównym zadaniem jest konserwacja (dopuszczonych jako konserwanty), ale mają za to w składzie inne składniki, np etanol,glikole, detergenty które też niszczą mikroorganizmy? Na pewno będę szperać i spróbuję dowiedzieć się, jak to jest z tym brakiem konserwantów, jakie normy muszą spełniać takie produkty. Bardzo ciężko jest mi uwierzyć w kosmetyk zupełnie pozbawiony środków konserwujących, który ma datę trwałości po otwarciu np. 12 miesięcy. Będę dociekliwa. ;)
Jeszcze ciekawostka na koniec: jakiś czas temu mieliśmy też możliwość zbadania kosmetyków właśnie pod względem czystości mikrobiologicznej. Zabrałam ze sobą żel myjący, wykonany na pracowni z form kosmetycznych. Do jego użycia wykorzystano wodę destylowaną, ale warunki nie były sterylne. Nie zawierał żadnych konserwantów. Przyjęto, że kosmetyk niekonserwowany wykonany w domowych warunkach jest zdolny do użycia przez dwa tygodnie, pod warunkiem przechowywania w lodówce. Mój trzymałam na półce w pokoju, około 5 tygodni. Spodziewałyśmy się pięknych kolonii na szalce, a tu zonk- kosmetyk taki nadal spełniał normy (mniej niż 1000jtk/ml). Zaskoczone? Ja byłam bardzo. Ciężko mówić o jakimś błędzie podczas wykonania, bo takie wyniki pojawiły się również w przypadku kosmetyków koleżanek. Zresztą, bardziej spodziewałabym się błędów na niekorzyść kosmetyku, a nie takiego pozytywnego zaskoczenia. :D
Jakie są Wasze przemyślenia na temat zakażeń mikrobiologicznych w kosmetykach? Jeśli tylko wiecie coś na temat kosmetyków bez konserwantów, jakie normy musi spełniać, proszę podzielcie się ze mną. Temat naprawdę mocno mnie ciekawi. :)
Cała notka opierała się na informacjach zdobytych na zajęciach mikrobiologii ogólnej.
Pozdrawiam, Semper ;)
Facebook
Uwielbiam takie czysto naukowe informacje :) Sama studiowałam ochronę środowiska i miałam wiele zajęć z zakresu mikrobiologii oraz laboratoryjnych. Były to bardzo ciekawe doświadczenia. Wiele z nich wyniosłam. Fajnie, że masz okazję uczyć się takich rzeczy :)
OdpowiedzUsuńZ tymi kosmetykami bez konserwantów to jest często tak, jak podejrzewasz - po prostu zawierają w składzie coś, co nie jest dopuszczone jako konserwant, ale właśnie przy okazji też konserwuje:)
OdpowiedzUsuńCzyli widzę, że słusznie należę do osób nie histeryzujących w temacie idealnej sterylności kosmetyków. Bardzo ciekawy wpis, zabieram się za czytanie reszty bloga!
OdpowiedzUsuńWprowadza się np. pałeczki ropy błękitnej razem z konserwantami by zniszczyły je?
OdpowiedzUsuń*nie wiem czy dobrze zrozumiałam, stad pytaniue:)
OdpowiedzUsuń